Cieszyłam się na ten dzień. Zapowiadał się pięknie.
Wstałam w dość dobrym humorze, i miałam nadzieję, że mój pozytywny nastrój, utrzyma
się do końca. Przemierzałam zimne korytarze Hogwartu, chcąc jak najszybciej
dostać się na pierwsze zajęcia. Wolałam nie spóźnić się i zacząć ten ostatni
rok nauki bez wyrzutów sumienia, że coś robię nie tak, jak trzeba.
Moja torba była zdecydowanie za ciężka. Poprawiłam ją
i zmierzałam w stronę sali od eliksirów. Mimowolnie uśmiechnęłam się pod nosem,
no bo kto nie cieszyłby się na myśl, że dosłownie za kilka minut, zobaczy
swojego ulubionego nauczyciela? Coraz
częściej zastanawiałam się nad tym, czy my, Ślizgoni, nie powinniśmy stworzyć
pomnika w Pokoju Wspólnym na cześć wielkiego Mistrza. Wszyscy kochaliśmy
naszego profesora, najlepszego opiekuna, jakiego kiedykolwiek miał dom
Salazara.
- Anne! – zawołał ktoś z oddali, wyrywając mnie z
rozmyślań. Odwróciłam się i dostrzegłam Hermionę, która podarowała mi jeden ze
swoich najpiękniejszych uśmiechów. Spojrzałam na tę biedną dziewczynę. Jej
kręgosłup wołał o pomstę do nieba, a torba tej świrniętej Gryfonki, była
wypchana po brzegi ogromnymi tomiszczami. Na dodatek, w rękach trzymała jeszcze
trzy, całkiem spore podręczniki. Przewróciłam oczami zaraz po tym, kiedy ledwo
mnie przytuliła i spojrzała na mnie wyczekująco.
- Żadnego „tęskniłam” ani „jak fajnie ciebie
zobaczyć”? Miałam nadzieję, że choć raz pozytywnie mnie zaskoczysz.
- Wydaje mi się, że zaskakuję ciebie aż za często!
- Zgadzam się, ale czy pozytywnie? Polemizowałabym…
Napisałaś tę pracę na eliksiry? Głowiłam się nad nią całe wakacje! Tak
naprawdę, to nie miałam ani chwili wytchnienia w to lato. Przeczytałam chyba
wszystkie możliwe książki o eliksirach…
- Wydaje mi się, że gdzieś ją zapodziałam – odparłam
spokojnie. Hermiona, słysząc to, co przed chwilą powiedziałam, spojrzała na
mnie wielkimi oczyma i instynktownie chwyciła mnie za ramię.
- Gdzieś ją zapodziałaś? I mówisz o tym tak spokojnie?
Snape cię zabije… Myślałam, że choć trochę dojrzałaś przez ten czas, ale jak
widać, duch beztroski nie opuścił twojego ciała, Selwyn.
- Daj spokój, Hermiono. Poproszę rodziców, aby mi ją
przesłali. Na pewno jest w moim domu. Snape’owi powiem prawdę.
- Jaką prawdę? Że jesteś niezrównoważona psychicznie i
lubisz narażać swoje życie od czasu do czasu? Już widzę jego minę.
- Powiem mu, że zapomniałam. Przecież każdemu mogło to
się zdarzyć, jesteśmy tylko ludźmi.
- Odwaga godna niejednego Gryfona…
- Uważaj, bo pomyślę, że tiara popełniła okropny błąd
sześć lat temu, i poproszę o ponowny przydział. – zaśmiałam się.
Hermiona pokręciła tylko głową z niedowierzaniem.
- Pomiędzy odwagą, a głupotą, jest naprawdę bardzo
cienka granica…
***
Wraz z Granger zajmowałyśmy zawsze ostatnią ławkę w sali
Snape’a. W tym roku nie było inaczej. Na szczęście nie spóźniłyśmy się i
weszłyśmy z resztą klasy. Przed nami usiadł Malfoy wraz ze swoim nierozłącznym
kompanem, Teodorem Nottem.
- A temat waszej pracy to…? – Draco odwrócił się w
naszą stronę i zmierzył nas obie spojrzeniem swoich stalowych oczu.
- Zjawisko nieuleczalnego idiotyzmu na przykładzie
Dracona Lucjusza Malfoya… - odpowiedziałam, uśmiechając się szeroko.
- Żarty się ciebie trzymają, Selwyn.
- Jak zawsze! – odparłam.
Hermiona szturchnęła mnie delikatnie w bok, wskazując
na Snape’a, który stanął obok tablicy, i zmierzył całą klasę swoim niezawistnym
spojrzeniem.
- Wszystkie prace proszę złożyć na moim biurku. Teraz.
Przypominam, że od niej zależy to, czy dopuszczę was do OWTM – ów, czy nie.
Kiedy wszyscy automatycznie wstali, uniosłam rękę ku
górze i spojrzałam w stronę profesora.
Ujrzawszy mnie, na twarzy zagościł ironiczny uśmiech.
Wiedział, co się święci. Byłam jedyną osobą, która nie podeszła do biurka, więc
powód musiał być tylko jeden.
- Mam nadzieję, Selwyn, że masz dobre wytłumaczenie.
Chętnie wysłucham tej zapewne jakże ciekawej
historii…
- Otóż to, profesorze. Pracę napisałam, ale niestety
zapomniałam wziąć z domu.
Snape zaśmiał się.
- Chyba wyraziłem się jasno przed wakacjami, prawda?
Zobacz Selwyn, reszta zrozumiała treść mojej wypowiedzi. Wyraźnie zaznaczyłem,
że nie przyjmuję żadnych wyjaśnień…
- Dokładnie, panie profesorze! – odezwał się Malfoy,
jak zwykle nieproszony o zabranie głosu, ale uwielbiał mnie pogrążać. Dlatego,
kiedy tylko znajdowała się okazja, ten blond głupek nie szczędził sobie i z
owych okazji korzystał. – O ile sobie przypominam, to wspominał coś pan o
niedopuszczeniu do egzaminu… - Draco zrobił zamyśloną minę – Pamiętam każde
słowo pana profesora.
Lizus.
- Nie dziwię się, że o tym nie zapomniałeś, Malfoy,
kiedy powtórzyłem to dokładnie kilka minut temu…
- Wszystko rozumiem – odezwałam się, patrząc prosto w
oczy nauczyciela – Ale nigdy nie było ze mną problemów, to jedyna taka
sytuacja. Obiecuję, że będzie miał pan moją pracę na swoim biurku najpóźniej
jutro wieczorem.
- Bardzo nie lubię, kiedy lekceważy się moje polecenia.
To jest ostatnia klasa, bądźcie poważni i zacznijcie myśleć realistycznie.
Twoje zapominalstwo mnie nie interesuje, i brak pracy jest równoznaczny z tym,
że nie wykazujesz chęci pisania egzaminu. Sprawa jest prosta, Selwyn. Kończę tę
dyskusję.
Wzięłam głęboki
oddech i spojrzałam na tego Nietoprza spode łba. Zlekceważył to.
- Wyniki będą pod koniec tego tygodnia. One zadecydują
o tym, czy będziecie uczęszczać na moje zajęcia, czy też nie.
I cały mój dobry humor szlag trafił.